środa, 11 kwietnia 2007

Świeta, a raczej przygotowania

Świeta minely szybciej niz przygotowania do nich - jak zwykle.
Ja najfajniejszy moment mialem na konic przygotowan jak z Mamą i Bratem usiedlismy w towarzystwie naszych pan do stolu, do "probowania" potraw na swieta.
Okazalo sie (co przewidywalem) ze mama przegiela i na stole nie zmiescily sie nawet wedliny:
Szynka 6kg, Pasztet tez ok 6kg, reszta wedlin (domowych) ok 10kg.
Przepyszne byly, domowe, wedzone:
szynka, poledwica, boczek, baleron, schab i ... slonina - krolowa.
Tego smaku nic nie przebije, jak oburzenia Mamy:
"a wódeczki to do tego nie polejecie".
Racja, jak takie tluste, swiateczne pysznosci bez wodeczki przetrawic.
Wiec po 3 kieliszeczki zmrozonej Debowej, do wedlinek
... swieta juz tego nie zdolaly przebic.



Do tego wspaniala, pigwowka mamy, achhh juz sobie mysle co bedzie jak zamieszka na wsi, przeskosze bariere 100kg ;)

p.s.
Odbylo sie jeszcze utesknione przezemnie spotkanie na stacji.
Stare smieci, wrecz rodzinne ;)

Brak komentarzy: